Zapraszamy do przeczytania wywiadu z Danielem Szymkiewiczem, graczem AMW Arki Gdynia. Mówi on m.in. o powodach przenosin do Gdyni, osobie trenera Gronka czy łatkach, które trudno odkleić.

Oskar Struk: jak wspominasz pobyt w SMS PZKosz Władysławowo?

Daniel Szymkiewicz: Ciężko mi oceniać mój pobyt w Cetniewie, bo byłem tam krótko, chyba trzy miesiące. Później przeszedłem do Trefla Sopot. Dodatkowo było to bardzo, bardzo dawno temu. Na pewno wtedy były bardzo fajne warunki. Mieliśmy trenerów z dużym doświadczeniem. Wszystko, czego potrzebowaliśmy, było w jedynym miejscu. Na pewno jest to dobry ośrodek do tego, żeby rozwijać swoje umiejętności koszykarskie. Wtedy byli tacy zawodnicy jak Tomek Gielo, Przemek Karnowski i paru innych, którzy dzisiaj grają na wysokim poziomie.

– Jak ważne dla prawidłowej realizacji procesu szkolenia młodzieży jest funkcjonowanie takiego podmiotu jak SMS PZKosz Władysławowo?

– Na pewno potrzebujemy odpowiedniego zaplecza. Miejsca, które pozwoli młodym zawodnikom uczyć się techniki, zasad oraz wszystkiego, co pomoże im w przyszłości wkroczyć na jeszcze wyższy poziom.

Jaką miałbyś radę dla obecnych i przyszłych zawodników SMS-u?

– Na pewno trzeba ciężko pracować, brać przykład z kogoś, kto już jest na wysokim poziomie, żeby wiedzieć, co zrobić, by na niego się dostać, bo bez przykładu może być trudno.

– Jak duży wpływ na Twoją decyzję o transferze do Arki miała osoba trenera Artura Gronka, z którym miałeś już okazję pracować w Starcie Lublin?   

– Na pewno miało to spory wpływ, bo pracowałem z trenerem Gronkiem w Lublinie. Dobrze nam się pracowało. Z pewnością był to jeden z czynników, który zdecydował o tym, że ponownie jesteśmy częścią tej samej drużyny. Bardzo się z tego cieszymy.

– Przez lata elementem, który utrudniał Ci wejście na wyższy poziom, był niestabilny rzut z dystansu. W minionym sezonie nastąpiła znaczna poprawa w tym elemencie. Jak zapatrujesz się na tę kwestię?

– Ja podchodzę do tego tak, że cały czas jestem zawodnikiem, który się rozwija. Zdaję sobie sprawę, że kiedyś przyczepiono mi łatkę, że nie rzucam. My jako naród mamy taką tendencję, że jak komuś się przyklei jakąś łatkę, to potem trudno ją odkleić. W zeszłym sezonie miałem 60% w tym elemencie, więc myślę, że jest to całkiem niezły wynik. Jest to tylko jeden z elementów mojej gry. Myślę, że jest wiele innych rzeczy, które mogę dać zespołowi. Cały czas ciężko pracuje w okresie przygotowawczym. Staram się polepszać moje ciało. W poprzednich sezonach zawsze dokładałem jakiś element do swojej gry. Liczę, że podobnie będzie tym razem.

Tegoroczny skład Arki Gdynia tworzą ludzie, którzy mają coś do udowodnienia. Jaki stawiacie sobie cel na nadchodzące rozgrywki?

– Będziemy chcieli awansować do fazy play-off, ale skupiamy się na każdym kolejnym meczu. Pierwsze trzy spotkania będą dla nas bardzo trudne, ponieważ gramy z zespołami, które dysponują o wiele większym budżetem od naszego. Na parkiecie nie ma to jednak większego znaczenia. Na pewno nie będzie łatwo, ale zamierzamy utrzymać odpowiedni poziom koncentracji w każdym spotkaniu.

– Na zakończenie: czego można Ci życzyć?

– Przede wszystkim zdrowia. W koszykówce też jest ważne, by mieć dużo szczęścia. Chodzi o to, by być w odpowiednim miejscu i odpowiednim czasie…

Rozmawiał: Oskar Struk

Foto: Bartek Müller, AMW Arka Gdynia