Po pierwszym meczu półfinałowym pomiędzy Treflem Sopot a Śląskiem Wrocław porozmawialiśmy z dawnym zawodnikiem SMS-u, Danielem Gołębiowskim. Opowiedział m.in. o wspomnieniach związanych ze szkołą, impulsie wynikającym ze zmiany trenera czy pracą nad rozwojem indywidualnych umiejętności.

Oskar Struk: Jak wspominasz pobyt w SMS PZKosz Władysławowo?

Daniel Gołębiowski, zawodnik Śląska Wrocław: Bardzo pozytywnie. To były na pewno fajne lata w moim życiu. Ukształtowały mnie jako człowieka i koszykarza.

– Jak ważne dla prawidłowej realizacji procesu szkolenia młodzieży jest funkcjonowanie takiego podmiotu jak SMS PZKosz Władysławowo?

– Według mnie jest to bardzo ważne miejsce, lecz teraz kluby rywalizują o zawodników i jednak musi dać coś ekstra, żeby przekonać zawodnika. To z jednej strony, a z drugiej zawodnik musi być gotowy na to, żeby chcieć się szkolić, trenować i dawać z siebie 100%. Niestety czasem nawet to pełne zaangażowanie nie gwarantuje tego, że będzie się zawodowym koszykarzem.

– Jaką miałbyś radę dla obecnych i przyszłych zawodników SMS-u? 

– Powinni zakładać sobie krótkoterminowe cele: z rundy na rundę, z miesiąca na miesiąc, aby trzymać się pewnych etapów, bo bez tego jest bardzo ciężko, żeby być gotowym mentalnie do pracy w tej szkole. Cierpliwość to bardzo pożądana cecha w każdym zawodzie.

Przejdźmy do Śląska Wrocław. Rozmawiamy po przegranym meczu z Treflem Sopot. Z pewnością nie tak wyobrażaliście sobie początek serii półfinałowej. Jak na waszą postawę wpłynął fakt, że ledwie kilka dni wcześniej skończyliście wyczerpujące zmagania ze Stalą Ostrów?

– Na pewno dodatkowe dni odpoczynku dla Trefla były znaczące. Pierwszy mecz pokazał, że odstawaliśmy fizycznie. Nie byliśmy również odpowiednio gotowi pod względem mentalnym. Jeśli poprawimy te aspekty w kolejnych meczach, to z pewnością nawiążemy wyrównaną walkę.

– Jak na waszą postawę wpłynęła zmiana trenera, bo widać, że pod Miodraga Rajkovicia wodzą prezentujecie się znacznie lepiej?

– Zawsze tak jest, że jak przychodzi nowy trener, to jest  impuls. Pytanie, w którą stronę on powędruje. Najważniejsze jest to, żeby poszedł do góry. Poprzez treningi i mecze, musimy się na nowo zbudować jako zespół. Dzięki trenerowi złapaliśmy większą pewność siebie i scaliliśmy się jako drużyna.

– Obserwuję Twoją grę od wielu lat i widzę, że z każdym rokiem dokładasz kolejne elementy, np. więcej grasz z piłką w rękach, co pozwala Ci być bardziej wszechstronnym. Jak postrzegasz swój rozwój indywidualny?

– Bardzo cieszy mnie taka opinia. Pracuję nad tym. Każdego roku staram się dokładać jeden element, choć wydaje mi się, że w tym roku dodałem ich dużo więcej.

– Jak z perspektywy Śląska Wrocław oceniłbyś bilans zysków i strat wynikających z gry w europejskich pucharach?

– Zdecydowanie na plus. Każdemu życzę, żeby mógł zagrać choć jeden sezon w europejskich pucharach na wysokim poziomie i zobaczył, jakie tam panują realia.

– Znalazłeś się w szerokiej kadrze Polski na turniej kwalifikacyjny do Igrzysk Olimpijskich. Co dla Ciebie oznacza to powołanie?

– Zasadniczo jest dodatkowa motywacja do tego, żeby w kolejnych latach pracować jeszcze ciężej, by zasłużyć na kolejne powołania.

– Piękno sportu polega również na tym, że szybko daje szansę na rehabilitację. Co musi się stać, żeby gra Śląska w tej serii wyglądała lepiej niż w premierowym spotkaniu?

Musimy poprawić te elementy, o których mówiłem wcześniej. Zachować spokój bez względu na wynik poszczególnych meczów. Nieraz w tym sezonie pokazaliśmy, że potrafimy wychodzić z trudnych sytuacji. Nie możemy dać się ponieść emocjom, gdyż w sporcie nie są one dobrym doradcą.

Rozmawiał: Oskar Struk

Foto: Wojciech Cebula/WKS Śląsk