Drugim rozmówcą w ramach cyklu „dawni zawodnicy SMS-u” jest środkowy Trefla Sopot, Mikołaj Witliński. Opowiada o swoim pobycie w szkole, aktualnej formie Trefla Sopot czy korzyściach wynikających z uczestnictwa w zgrupowaniach kadry narodowej.

Oskar Struk: Jak wspominasz pobyt w SMS PZKosz Władysławowo?

Mikołaj Witliński, środkowy Trefla Sopot: Bardzo fajna przygoda. Szkoła życia troszkę. Wyjazd w bardzo młodym wieku z domu rodzinnego do szkoły z internatem. Było ciężko, ale mogę się o tej szkole wypowiadać w samych superlatywach, gdyż dała mi dużo dobrego. Spotkałem wielu wspaniałych ludzi. Nauczycieli, trenerów, wychowawców. To miejsce mnie ukształtowało.

Już po pierwszym roku gry w SMS-sie miałeś propozycje z klubów. Dlaczego finalnie przedwcześnie zakończyłeś swój pobyt w szkole?   

– Już po pierwszym roku pobytu we Władysławowie miałem propozycje z klubów PLK. Postanowiłem zostać jeszcze jeden rok. Potem odszedłem. Uznałem, że transfer do Włocławka to będzie krok do przodu w mojej karierze, gdyż było to dużo większe wyzwanie, które pozwoli mi zrobić dużo większy postęp.

– Jak scharakteryzowałbyś tę szkołę?  

– Na pewno model funkcjonowania tej szkoły nie jest łatwy dla młodych koszykarzy, gdyż jest to szkoła z internatem, gdzie pozostają trochę w odosobnieniu. Odbywa się to na zupełnie innych warunkach niż w tradycyjnych klubach, gdzie możliwe jest dorastanie w mieście przy obecności rodziców i większych grup społecznych. Ma to swoje plus i minusy, bo obecność tam wymaga od zawodników pewnych wyrzeczeń. Młodzi adepci koszykówki muszą mieć tego świadomość. Trzeba być w pełni skoncentrowanym na koszykówce. Za moich czasów byli zawodnicy, którzy niestety nie odnajdywali się w takim modelu funkcjonowania. Tam wszystko jest pod ręką. To jest piękne. Hala jest dostępna. Nie trzeba tracić czasu na dojazdy jak w przypadku większych aglomeracji. Myślę, że jest to bardzo dobry ośrodek po względem infrastruktury oraz świetnie wyszkolonej kadry. Myślę, że to jest dobry kierunek rozwoju dla młodych koszykarzy.

– Jaką miałbyś radę dla obecnych i przyszłych  zawodników SMS-u? 

– Przede wszystkim powinni się wykazać cierpliwością. Muszą być skoncentrowani na celu, jaki chcą osiągnąć, Młodzi zawodnicy muszą poświęcić się koszykówce, nawet kosztem innych dziedzin życia. Trzeba sobie jasno opowiedzieć na pytanie: na czym mi zależy?

  Przejdźmy do Trefla Sopot. Rozmawiamy po wygranym meczu ze Stalą Ostrów, który Jednak pod względem indywidualnym nie był dla Ciebie najlepszy, jakie można wyciągnąć z niego wnioski na przyszłość?

– Tak, to prawda, to nie był najlepszy mecz w moim wykonaniu, ale na szczęście wygraliśmy. Dzięki tej wygranej umocniliśmy się na drugim miejscu. Zły początek w moim wykonaniu przełożył się na kolejne minuty i trudno było mi znaleźć właściwy rytm. Zasadniczo jest to spotkanie do zapomnienia.

– W trakcie sezonu do zespołu dołączył Geoffrey Groselle. Jak jego zatrudnienie wpłynęło na Twoją pewność siebie?

– Konkurencja wewnątrz zespołu zawsze jest dobra. Jego przyjście nie wpłynęło negatywnie na mój komfort pracy. Wiadomo, że teraz moja liczba minut zmaleje, ponieważ Geoffrey to bardzo dobry zawodnik. Więcej będzie grał ten, który w danym dniu będzie w lepszej dyspozycji. Każdy zawodnik potrzebuje pewności. Weźmy za przykład Aleksandra Dziewę, który gra świetny sezon w lidze niemieckiej i w pucharach, a podczas ostatniego okienka reprezentacyjnego totalnie się nie odnalazł. Atutem naszej drużyny jest szeroki skład. Jako zespół możemy być z tego zadowoleni, ale obstawiam, że większość z nas będzie czuła niedosyt, co do minut spędzanych na boisku.

– Co pod względem indywidualnym dają Ci zgrupowania kadry?

– Na pewno jest to bardzo ciekawe doświadczenie, gdyż mogę obcować z zawodnikami europejskiego formatu. Mateusz Ponitka, Michał Sokołowski czy Aleksander Balcerowski grają na co dzień na dużo wyższym poziomie niż Polska liga. Mogę z nimi trenować, sprawdzić się, na jakim jestem poziomie, czegoś się od nich nauczyć. Otoczenie z wyższego poziomu napędza do rozwoju. Dodaje motywacji do pracy i koszykarskiego obycia.

Zapewne zdecydowałeś się na grę w Treflu Sopot również ze względu na osobę trenera Žana Tabaka, który w przeszłości sam był wybitnym środkowym. Co daje Ci praca z nim?        

– Moja opinia jest taka, że jest to trener, od którego bardzo dużo się nauczyłem. Ma on bardzo bogate doświadczenie zawodnicze i trenerskie z wysokiego poziomu. Jego uwagi są bardzo przydatne. Ma bardzo duży autorytet, jako osoba, która w swoim sportowym życiu bardzo dużo wygrała i sporo widziała. Choć statystycznie tego nie widać, to rozwinąłem się pod jego okiem. Poprawiłem manewry podkoszowe, walkę o pozycję, granie na kontakcie. Nauczyłem się twardości, która jest niezbędna w meczach ligowych. Każdego dnia staram się czerpać z jego doświadczenia.

Wróćmy do niedawnego Pucharu Polski. Dlaczego po dobrym ćwierćfinale półfinałowy mecz z Legią nie ułożył się po waszej myśli?

– Puchar to jest granie turniejowe. Zapaliliśmy super w meczu ze Szczecinem. Później był dzień przerwy i byliśmy już inną drużyną. Legia była na fali, złapała rytm po zmianie trenera. Kluczowa w tym przypadku była dyspozycja dnia. Każdy jechał z nastawieniem, żeby wygrać puchar. Nam się nie udało. Teraz skupiamy się na rywalizacji w lidze.

– Obecny sezon jest dla Ciebie trudny pod względem skuteczności z linii  rzutów wolnych. Z czego wynika regres w tym elemencie gry?

– Psychika w tym elemencie jest kluczowa. Powiem na ten temat coś więcej. W tym sezonie miałem nieodpowiednią rutynę i technikę rzutu. Dużo czasu mi zajęło, zanim z tego wyszedłem. Kryzys się pogłębiał, a ja wpadłem w spiralę, która ciągnęła mnie w dół. Zacząłem nad tym dużo pracować. Teraz jest znacznie lepiej. Im więcej wolnych, tym będzie lepsza skuteczność.

Czy bieżący sezon może być dla Trefla Sopot przełomowy, w którym uda się nawiązać do dawnych sukcesów klubu?

– Myślę, że tak, ponieważ Trefl Sopot to jest bardzo dobrze zorganizowany klub. W tym sezonie władze stanęły na wysokości zadania i zbudowały mocny skład, który zawsze może liczyć na wsparcie sztabu trenerskiego. To jest odpowiedni moment, aby coś wygrać. Też pamiętam czasy wielkiego Prokomu Trefla. To były piękne mecze Chciałbym móc jak najszybciej nawiązać do tej historii.

– Co musiałoby się stać, żebyś czuł się spełniony jako sportowiec?

– (Chwila zastanowienia przyp. red.) Nie chciałbym za bardzo wyrokować, co by musiało się stać. Chciałbym iść przez tę koszykarską drogę tak, żeby po jej zakończeniu mieć przekonanie, że dałem z siebie wszystko. Nie chce mieć poczucia, że coś w swojej karierze przegapiłem. Kariera to piękny, ale tylko fragment całego życia.

– Na zakoszenie: czego można Ci życzyć?

– Sportowiec musi mieć trzy fundamentalne rzeczy, żeby jego życie było poukładane: zdrowie, troszkę szczęścia i dobrych ludzi wokół siebie…

Rozmawiał: Oskar Struk

Foto: Koszkadra