Po wygranym meczu z Wiarą Lecha Poznań porozmawialiśmy z trenerem Mariuszem Niedbalskim, który w wielu aspektach podsumował dotychczasową pracę swoich podopiecznych. Wyraził zadowolenie z realizacji nakreślonego planu szkoleniowego.
Oskar Stuk: Rozmawiamy po pewnie wygranym spotkaniu z Wiarą Lecha Poznań w ramach rozgrywek 2. ligi. Moim zdaniem był to najlepszy mecz w wykonaniu naszego zespołu w bieżącym sezonie. Czy zgodzi się trener z taką opinią?
Mariusz Niedbalski: (śmiech) Panie redaktorze, ja mam trochę odmienną opinię na temat tego meczu. Przeciwnik przyjechał w bardzo okrojonym składzie. W pierwszej połowie było dużo niepotrzebnych nerwów i trochę głupot koszykarskich. Wynik może robić wrażenie, ale szczerze mówiąc od zawodników, którzy są etatowymi reprezentantami Polski w swoich kategoriach wiekowych, należałoby oczekiwać więcej koszykarskiej dojrzałości. Oczywiście cieszy wygrana, bo w szkole ma taką wartość, że tworzy lepszą atmosferę do pracy. Mam nadzieję, że dzięki niej w kolejnych meczach będziemy się prezentować jeszcze lepiej. Dążenie do wygrywania jest ważne, bo bez niego nie da się prawidłowo wychować zawodników.
– Jesteśmy mniej więcej na półmetku sezonu. Jak go trener ocenia pod kątem realizacji procesu szkoleniowego?
– Właśnie, SMS należy oceniać tylko pod kątem realizacji procesu szkolenia. Trzeba wiedzieć o tym, że SMS w każdym roku jest inny. Specyfika tego miejsca polega na tym, że co roku odchodzi pewna generacja i budujemy zespół niejako od nowa. Obecna drużyna jest bardzo niedoświadczona. Wprowadziliśmy zawodników, którzy z rozgrywkami drugoligowymi spotkali się po raz pierwszy w swojej karierze i takie pojedynki są dla nich trudne. To jest bardzo widoczne w wielu meczach, ale o to w tym właśnie chodzi. Lubię, gdy zawodnicy, przychodząc do nas, grają na swoich docelowych pozycjach (takich, na których chcielibyśmy ich widzieć w przyszłości). Czasami robię celowy eksperyment np. z Frankiem Borucińskim na pozycji jeden. Dla chłopaka o wzroście np. 205cm. granie na pozycjach obwodowych może być dodatkowo problematyczne, ale bardzo rozwijające. My takiej analizy dokonujemy nie przez pryzmat wyników, jak to się zazwyczaj robi w zespołach ligowych. Analizy naszej gry dokonujemy na bieżąco. Po pierwszych 6 miesiącach wspólnej pracy oceniamy każdego zawodnika wielopłaszczyznowo. Sprawdzamy, jaki postęp zrobił w aspektach koszykarskich, motorycznych. Dużo pracujemy też z psychologami, którzy przyglądają się sferze mentalnej. Rozgrywki drugoligowe to dla nas ogromny poligon doświadczalny. Inne projekty młodzieżowe, np. Trefl Sopot, GAK Gdynia, mogą wzmacniać się na pojedynki drugoligowe dwoma, trzema doświadczonymi zawodnikami. My takiej możliwości nie mamy (z czego się bardzo cieszymy), dlatego z każdego meczu staramy się czerpać, jak najwięcej. Choć możemy przegrać kilkanaście meczów w końcówkach, jak to ma miejsce w tym sezonie, to myślę, że z każdego meczu wyciągamy wnioski. Staramy się to analizować na bieżąco. Zasadniczo zajmujemy się postępem. Mamy zawodników o doskonałych warunkach fizycznych, często tzw. późnorozwojowców, ich czas na wygrywanie z pewnością nadejdzie, a to absolutnie nie jest teraz najważniejsze.
– Wspomniał Pan o postępie. O poziomie dojrzałości drużyny świadczy m.in. to, w jaki sposób rozwiązuje końcówki meczów. Ostatnio kilka z nich padło łupem SMS-u. To chyba dobry prognostyk na przyszłość?
– Powolutku rozwijamy nasz system gry, a możliwości indywidualne zawodników są coraz większe. Czują się coraz pewniej. Trzeba pamiętać, że niektórzy z nich grają na trzech frontach: rozgrywki młodzieżowe U17, trzecia liga i druga liga. To jest potężny bagaż doświadczeń, który pomaga im we właściwy sposób rozwiązywać kluczowe akcje. Początkowo przegrywaliśmy mecze w końcówkach. Ostatnio kilka z nich rozstrzygnęliśmy na naszą korzyść, z czego jestem bardzo zadowolony. Zasadniczo wszyscy jesteśmy usatysfakcjonowani z tego, jaką pracę wykonujemy. Mamy w SMS-sie swój sprawdzony plan działania, który skrupulatnie i z powodzeniem realizujemy z kolejną generacją zawodników.
– W trakcie sezonu zapadła decyzja o dołączeniu drużyny do rozgrywek 3. ligi. Jaka była jej geneza?
– Wbrew pozorom druga liga nie jest prosta dla zawodników w tym wieku, którzy muszą wyjść na parkiet i wymagamy od nich poprawności. Myślę, że trzecia liga jest takim pomostem pomiędzy rozgrywkami U17, gdzie większość meczów wygrywamy za łatwo a drugą ligą. W trzeciej lidze rywalizujemy zarówno z zespołami troszeczkę lepszymi, jak i tymi na naszym poziomie. Tam spotykamy się również z zawodnikami silniejszymi fizycznie. Mecze wymagają stuprocentowego zaangażowania na każdej płaszczyźnie. Tylko trudne mecze mają swoją wartość. Trzeba pamiętać również o tym, że startujemy w rozgrywkach międzynarodowych. Przynajmniej dwa razy w roku staramy się wyjechać za granicę, żeby sprawdzić się na tle rówieśników z innych krajów. Do tego dochodzą jeszcze zgrupowania reprezentacji Polski. W ostatnim okienku trzynastu naszych zawodników brało udział w zgrupowaniach na różnych szczeblach. To jest potężny bagaż doświadczeń. Tak powinien funkcjonować ośrodek szkoleniowy. Robimy wszystko, żeby nasza oferta szkoleniowa była jak najbogatsza. Z każdych decyzji wyciągamy wnioski, żeby w kolejnym sezonie wyglądało to jeszcze lepiej.
– Rozmawiamy o bieżącym sezonie, ale musimy mieć świadomość, że już wkrótce kilku kluczowych zawodników zakończy edukację w szkole. Czy już teraz trener myśli o tym, jak wypełnić lukę, która powstanie po ich odejściu?
– Jeżeli podejdziemy do tego zagadnienia w sposób statystyczny, to już 20 graczy wystąpiło na parkietach drugoligowych w naszym zespole. Taka jest jednak specyfika szkoły, że niedługo 6 zawodników odejdzie i będziemy szukać następców. Z drugiej strony, to również bardzo ciekawe doświadczenie dla nas trenerów. Każda generacja jest inna. W obecnej mamy kilkunastu bardzo perspektywicznych zawodników. Grupa ciężko pracuje, żeby zrealizować swoje marzenia. My już teraz bardzo mocno penetrujemy rynek i rozmawiamy z kandydatami, którzy dołączą do szkoły we wrześniu. Mamy nadzieję, że zawodnicy, którzy powoli wychodzą ze szkoły, czyli Siewruk, Ratowski, Kowalczyk, Ratkowski i inni pójdą w ślady naszych absolwentów i pokażą, że tutejszy projekt się sprawdza, bo wypuczamy w koszykarski świat bardzo dobrych zawodników. Ligowy weekend zawsze zaczynam od zespołów, gdzie występują nasi absolwenci.
– O jakości Pańskiej pracy świadczą również wyniki, jakie zawodnicy osiągają w swoich macierzystych klubach. Jak na proces szkolenia wpływa fakt, że raz na jakiś czas opuszczają szkołę, by zagrać w innych zespołach?
– Lubię oglądać te rozgrywki klubowe, bo nie jest to proste zadanie zarówno dla zawodników, jak i trenerów klubowych, którzy na dwa dni przed turniejem dostają zawodnika i muszą go wdrożyć do innego systemu, który muszą jak najszybciej poznać. Zawodnicy muszą wrócić do współpracy z kolegami, z którymi po raz ostatni się widzieli na obozach w wakacje. To jest dla nich bardzo ciekawe doświadczenie. Idea SMS to przecież szkolenie dla klubów, reprezentacji młodzieżowych, a tu doświadczenie jest bardzo ważne. Po powrocie z takich turniejów klubowych nadchodzi czas na nadrabianie zaległości w ośrodku. Życie młodego koszykarza w szkole jest naprawdę „wypełnione po brzegi”, ale tak powinno być, bo tak wygląda kariera profesjonalnego koszykarza.
– Jakie wyznacza Pan sobie cele na drugą część sezonu, biorąc pod uwagę założenia planu szkoleniowego.?
– Chciałbym, żeby zawodnicy, trenując tutaj i grając mecze, byli szczęśliwi, przeświadczeni o słuszności swoich wyborów. Niech się realizują w tym, co robią. Nie skupiam się na konkretnym wyniku. Staramy się wprowadzać jak najszerszą grupę do rozgrywek drugoligowych, międzynarodowych. Myślimy też o tym, że zawodnicy niedługo opuszczą ośrodek, dlatego naszym celem jest, żeby do samego końca pokazali się z bardzo dobrej strony. Wówczas jest szansa, że zostaną zauważeni przez trenerów ligowych i trafią do miejsc, w których dalej będą mogli się rozwijać. To będzie satysfakcjonujące zarówno dla nich, jak i dla nas, trenerów SMS-u.
– W jaki sposób zachęciłby Pan zawodników i ich rodziców do zasilenia szeregów szkoły?
– Największą rekomendacją jest lista naszych absolwentów. Zawsze, gdy rozmawiam z kandydatami i ich rodzicami, zachęcam do rozmów z absolwentami i obecnymi zawodnikami, bo to są najszczersze opinie, wygłaszane na bieżąco. Trzeba pamiętać, że przez reorganizację oświaty, trafiają do nas bardzo młodzi chłopcy. Ten przekaz jest bardzo pozytywny, bo takie informacje zwrotne do nas trafiają. Staram się każdemu kandydatowi pokazać szkołę na żywo, zapraszając ich wraz z rodziną na kilka dni. Wówczas żyją i trenują wedle specyfiki szkoły, która jest inna od tej panującej w klubach. Świadomość tego, z czym mogą się tutaj spotkać, jest bardzo ważna. Organizując nabory i przyglądając się zawodnikom, zastanawiam się nie tylko nad warunkami, jakie posiada, aby robić postęp w ciągu najbliższych czterech lat, ale także czy jest taka potrzeba, aby zmieniał środowisko, bo np. jest już w bardzo dobrym programie i nie ma sensu w danym momencie dokonywać zmian. Umówmy się, mamy zdolną młodzież, ale wciąć nie ma jej za wiele. Wychowanie fizyczne jest marginalizowane, a to tam rodzi się pierwsza miłość do sportu czy danej dyscypliny. Dzisiaj zawodnicy dokonują zmian w bardzo młodym wieku i można zaobserwować wzmożoną aktywność klubów „w walce o zawodnika”. Nam zależy na tym, aby młody zawodnik i jego rodzice, oddając nam dziecko, byli spokojni nie tylko o jego koszykówkę, ale także bezpieczeństwo i naukę.
– Chciałem zapytać o Pana ekspresje podczas meczów. W codziennym kontakcie jawi się Pan jako bardzo spokojna osoba. Inaczej wygląda to podczas meczów. Jak zawodnicy reagują na Pana żywiołowy sposób komunikacji?
– Jestem już doświadczonym trenerem i taka jest niejako moja charakterystyka. Pracowałem na wszystkich poziomach w polskiej koszykówce. Najbliższe mistrzostwa Europy U20 będą moimi dwunastymi. Uczestniczyłem jako trener w budowaniu kariery młodych zawodników, byłem również świadkiem sytuacji, w których młodzi zawodnicy przegrywali z różnych przyczyn swoją karierę. Wizja i plan pracy w SMS jest wyrazisty i konkretny. Moje motto trenerskie w tej placówce to: „NIKT CI NIE DA W ŻYCIU, A PRZEDE WSZYSTKIM NA BOISKU NICZEGO ZA DARMO”. Nie toleruje sytuacji, w której zawodnik nie daje z siebie sto procent. Czasami moje zachowania to plan, ale również muszę przyznać, że przeżywam te mecze. Myślę, że dużo bardziej niż seniorów, których prowadziłem na różnych poziomach. Ta praca jest bardzo wciągająca. Proces dorastania zawodnika, progresji, postępu sportowego jest fascynujący. Gdy planuję trening dla swoich grup, naprawdę myślę, aby go nie schrzanić, aby zawodnik czerpał z niego jak najwięcej. Czasami łapię się na tym, że za szybko chce widzieć postępy u swoich zawodników, a w tej szkole najważniejsza jest cierpliwość. Również od siebie wymagam bardzo wiele. Rafał Kalwasiński często powtarzał, że zna tylko jednego trenera, który ogląda i analizuje koszykówkę tak często, jak ja i nazywa się Andrej Urlep. Czasami powtarzam zawodnikom, że oni w swojej karierze spotkają się z trenerami o zupełnie różnej osobowości niż Mariusz Niedbalski. Znając realia ligowe, wiemy, że trenerzy na tym poziomie zmieniają się dość często. W ciągu siedmiu lat pracy przez „nasze ręce” przeszła całkiem spora liczba zawodników. Z wieloma z nich wciąż utrzymuję kontakt. Cała struktura SMS-u nastawiona jest na to, żeby zawodnicy poznawali świat sportowy i potrafili w nim funkcjonować.
Mariusz Niedbalski pracował na wszystkich szczeblach:
Rozmawiał: Oskar Struk